Jakoś udało mi się wejść na to ósme piętro. Cholerna winda! Musiała się zepsuć akurat dzisiaj! Oczywiście spędziłam dobre pięć minut pod drzwiami szukając kluczy od drzwi, które okazały się otwarte.. Z sercem bijącym z prędkością światła, weszłam do środka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to oczywiście wysoka postać siedząca na kanapie z papierosem w ustach. Gdy tylko mnie zauważył, natychmiast go zgasił i wrzucił do popielniczki. Po chwili byłam już w jego ramionach.
- Hana! - Ściskał mnie mocno, tak jakby już nigdy nie chciał wypuścić. A mi? A mi było błogo w tym jego niedźwiedzim uścisku. Nawet mimo tego, że śmierdział papierosami, a tego zapachu wprost nienawidziłam. Jednak wiedziałam że palił tylko i wyłącznie w sytuacjach dla niego kryzysowych, gdy nie umiał poradzić sobie ze stresem a zdenerwowanie osiągało poziom krytyczny.
Po chwili ujął moją twarz w dłonie i przybliżył maksymalnie do swojej tak, że niemal słyszeliśmy własne oddechy. Pomimo żalu jakiego do niego czułam, moje ciśnienie wyraźnie podskoczyło i nie byłam w stanie ruszyć się o centymetr. -Przepraszam Cię - szepnął, patrząc mi prosto w oczy. Jego, zwykle zielone, utraciły swój dawny blask i jakby przyciemniały. Do tego cienie pod oczami i roztrzepane włosy. Co ja miałam powiedzieć? Wina była po stronie nas obojga, jednak nadal bardzo bolało mnie to co powiedział a przede wszystkim zrobił. Zamknęłam oczy i wyrwałam się z jego uścisku, gdyż przez bliskość mężczyzny nie byłam w stanie wystarczająco trzeźwo myśleć. Moje serce już dawno mu wybaczyło, lecz mózg podpowiadał coś innego. Jednak komu uda się wygrać tę wojnę?
Poszłam do kuchni i wlałam sobie szklankę wody. Moją uwagę przykuła pusta butelka wina stojąca w zlewie. Już po chwili do pokoju wszedł Piotr. Stanął w drzwiach że spuszczoną głową. Kiedy chciałam go wyminąć w drzwiach niespodziewanie złapał mnie za rękę, tak że nasze spojrzenia znowu na chwilę się spotkały. Czy to były łzy? Tego nie dowiem się nigdy, jednak wiedziałam że zobaczyłam w jego oczach coś czego nigdy jeszcze nie widziałam. Na sekundę moje serce zamarło, a w gardle czułam narastajacą gule.
- Zaczekaj, proszę... - przyglądał mi się uważnie - Strasznie się martwiłem.. dzwoniłem ale nie odbierałaś..
- Chciałam pobyć sama - pierwszy raz od przyjścia udało mi się odezwać. - Piotr przepraszam Cię ale jutro mam dyżur, chciałabym już się położyć.
Zrozumiał. Zawsze rozumieliśmy się bez słów, taka o telepatía. Wiedział też że pierwszy raz w naszym wspólnym życiu, czeka go noc na kanapie w salonie. Poszłam do łazienki i wzięłam najkrótszy prysznic w moim życiu. Gdy zakładałam piżamę zauważyłam zaczerwienienie na ręku, które powoli zmieniało się w siniaka. Boże! Czy to po tym jak Piotr mnie złapał gdy wychodziłam? Bez przesady, na pewno musiałam się gdzieś uderzyć.. Wyszłam z łazienki i na palcach poszłam do sypialni. Jednej poduszki już nie było, zniknął także koc. Zapaliłam lampkę i usiadłam na łóżku. Jeszcze nigdy nie spałam bez Piotra u boku, nie licząc oczywiście delegacji czy wyjazdów służbowych, na których zawsze nie mogłam zasnąć lub budziłam się w nocy przez koszmary.
Poszłam do salonu. Piotr siedział na kanapie i patrzył w ścianę, bawiąc się palcami. Usiadłam obok niego i pocałowałam go w gładko ogolony policzek. Wzdrygnął się i mocno zaciągnął, musiał czuć zapach mojego żelu pod prysznic.
- Dobranoc - powiedziałam cicho a on uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a zarazem smutno tak jakby pragnął dodać mi otuchy a jednocześnie przeprosić za wszystko co zrobił. Zamknęłam się w sypialni i zgasiłam lampkę. Starałam się zasnąć, jednak mój mózg miał raczej inne plany. Chciałam już nie myśleć, tak jakby to wszystko nie miało miejsca, stosować się do rad Krzysztofa. Po dwudziestu minutach przewracania się z jednego boku na drugi, zaczęłam cicho szlochać w poduszkę. Miałam tylko nadzieję że Piotr już śpi i tego nie słyszy.. Usnęłam około trzeciej, całkowicie wyczerpana.
Znowu paliłem jednego papierosa za drugim. Opanowałem się dopiero gdy nie słyszałem już szlochu Hany. Każda minuta tego dźwięku była jak cios w twarz, a najgorsze było to, że nie mogłem nic zrobić.. Nie mogłem iść i jej przytulić, bo wiem że sobie tego nie życzyła. Kiedy wszystko ucichło, a ja słyszałem jedynie bicie własnego serca, zajrzałem do niej żeby chociaż na nią popatrzeć. Piękna, bo nie mogłem znaleźć innego przymiotnika, spała bardzo niespokojnie. Mówiła coś przez sen jednak nie byłem w stanie nic zrozumieć. Nie mogłem oprzeć się pokusie i wszedłem do środka. Ukląkłem przy łóżku, nie odrywając wzroku od jej przepięknej twarzy. Odgarnąłem niesforne kosmyki jej niezwykle miękkich włosów. Ostrożnie, pocałowałem ją w ucho, szepcząc trzy niezwykle ważne dla mnie słowa - ,,Kocham Cię Hana''
Nie mogłem zasnąć, więc siedziałem w kuchni i patrzyłem w ścianę, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Około piątej oglądałem wschód słońca nad budzącą się do życia Warszawą. Po całej nocy spędzonej na rozmyślaniu, potrzebowałem z kimś pogadać, komuś się zwierzyć i prosić o radę. Od razu na myśl przyszła mi Wiktoria. Wiedziałem że tak jak ja, ma dzisiaj wolne. Zacząłem szykować dla Hany śniadanie bo wiedziałem że na 99% wstanie o pół godziny później niż zwykle przez co wyszłaby z domu jedynie po wypiciu szybkiej kawy. Napisałem jej kartkę, wszystko przygotowałem. Jeszcze tylko wyrzucić popielniczke z salonu! Otworzyć okno! Jakie było moje zdziwienie gdy chowając papierosy do szuflady okazało się że zniknęło więcej jak pół paczki. Szybko się ubrałem i wyszedłem z domu kwadrans przed szóstą. Całkowicie zdezorientowany pojechałem do szpitala spotkać się z moją przełożoną, a zarazem najlepszą przyjaciółką.