niedziela, 26 lipca 2015

Część III

Jakoś udało mi się wejść na to ósme piętro. Cholerna winda! Musiała się zepsuć akurat dzisiaj! Oczywiście spędziłam dobre pięć minut pod drzwiami szukając kluczy od drzwi, które okazały się otwarte.. Z sercem bijącym z prędkością światła, weszłam do środka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to oczywiście wysoka postać siedząca na kanapie z papierosem w ustach. Gdy tylko mnie zauważył, natychmiast go zgasił i wrzucił do popielniczki. Po chwili byłam już w jego ramionach.
- Hana! - Ściskał mnie mocno, tak jakby już nigdy nie chciał wypuścić. A mi? A mi było błogo w tym jego niedźwiedzim uścisku. Nawet mimo tego, że śmierdział papierosami, a tego zapachu wprost nienawidziłam. Jednak wiedziałam że palił tylko i wyłącznie w sytuacjach dla niego kryzysowych, gdy nie umiał poradzić sobie ze stresem a zdenerwowanie osiągało poziom krytyczny.
Po chwili ujął moją twarz w dłonie i przybliżył maksymalnie do swojej tak, że niemal słyszeliśmy własne oddechy. Pomimo żalu jakiego do niego czułam, moje ciśnienie wyraźnie podskoczyło i nie byłam w stanie ruszyć się o centymetr. -Przepraszam Cię - szepnął, patrząc mi prosto w oczy. Jego, zwykle zielone, utraciły swój dawny blask i jakby przyciemniały. Do tego cienie pod oczami i roztrzepane włosy. Co ja miałam powiedzieć? Wina była po stronie nas obojga, jednak nadal bardzo bolało mnie to co powiedział a przede wszystkim zrobił. Zamknęłam oczy i wyrwałam się z jego uścisku, gdyż przez bliskość mężczyzny nie byłam w stanie wystarczająco trzeźwo myśleć. Moje serce już dawno mu wybaczyło, lecz mózg podpowiadał coś innego. Jednak komu uda się wygrać tę wojnę?
Poszłam do kuchni i wlałam sobie szklankę wody. Moją uwagę przykuła pusta butelka wina stojąca w zlewie. Już po chwili do pokoju wszedł Piotr. Stanął w drzwiach że spuszczoną głową. Kiedy chciałam go wyminąć w drzwiach niespodziewanie złapał mnie za rękę, tak że nasze spojrzenia znowu na chwilę się spotkały. Czy to były łzy? Tego nie dowiem się nigdy, jednak wiedziałam że zobaczyłam w jego oczach coś czego nigdy jeszcze nie widziałam. Na sekundę moje serce zamarło, a w gardle czułam narastajacą gule.
- Zaczekaj, proszę... - przyglądał mi się uważnie - Strasznie się martwiłem.. dzwoniłem ale nie odbierałaś..
- Chciałam pobyć sama - pierwszy raz od przyjścia udało mi się odezwać. - Piotr przepraszam Cię ale jutro mam dyżur, chciałabym już się położyć.
Zrozumiał. Zawsze rozumieliśmy się bez słów, taka o telepatía. Wiedział też że pierwszy raz w naszym wspólnym życiu, czeka go noc na kanapie w salonie. Poszłam do łazienki i wzięłam najkrótszy prysznic w moim życiu. Gdy zakładałam piżamę zauważyłam zaczerwienienie na ręku, które powoli zmieniało się w siniaka. Boże! Czy to po tym jak Piotr mnie złapał gdy wychodziłam? Bez przesady, na pewno musiałam się gdzieś uderzyć.. Wyszłam z łazienki i na palcach poszłam do sypialni. Jednej poduszki już nie było, zniknął także koc. Zapaliłam lampkę i usiadłam na łóżku. Jeszcze nigdy nie spałam bez Piotra u boku, nie licząc oczywiście delegacji czy wyjazdów służbowych, na których zawsze nie mogłam zasnąć lub budziłam się w nocy przez koszmary.
Poszłam do salonu. Piotr siedział na kanapie i patrzył w ścianę, bawiąc się palcami. Usiadłam obok niego i pocałowałam go w gładko ogolony policzek. Wzdrygnął się i mocno zaciągnął, musiał czuć zapach mojego żelu pod prysznic.
- Dobranoc - powiedziałam cicho a on uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a zarazem smutno tak jakby pragnął dodać mi otuchy a jednocześnie przeprosić za wszystko co zrobił. Zamknęłam się w sypialni i zgasiłam lampkę. Starałam się zasnąć, jednak mój mózg miał raczej inne plany. Chciałam już nie myśleć, tak jakby to wszystko nie miało miejsca, stosować się do rad Krzysztofa. Po dwudziestu minutach przewracania się z jednego boku na drugi, zaczęłam cicho szlochać w poduszkę. Miałam tylko nadzieję że Piotr już śpi i tego nie słyszy.. Usnęłam około trzeciej, całkowicie wyczerpana.

Znowu paliłem jednego papierosa za drugim. Opanowałem się dopiero gdy nie słyszałem już szlochu Hany. Każda minuta tego dźwięku była jak cios w twarz, a najgorsze było to, że nie mogłem nic zrobić.. Nie mogłem iść i jej przytulić, bo wiem że sobie tego nie życzyła. Kiedy wszystko ucichło, a ja słyszałem jedynie bicie własnego serca, zajrzałem do niej żeby chociaż na nią popatrzeć. Piękna, bo nie mogłem znaleźć innego przymiotnika, spała bardzo niespokojnie. Mówiła coś przez sen jednak nie byłem w stanie nic zrozumieć. Nie mogłem oprzeć się pokusie i wszedłem do środka. Ukląkłem przy łóżku, nie odrywając wzroku od jej przepięknej twarzy. Odgarnąłem niesforne kosmyki jej niezwykle miękkich włosów. Ostrożnie, pocałowałem ją w ucho, szepcząc trzy niezwykle ważne dla mnie słowa - ,,Kocham Cię Hana''
Nie mogłem zasnąć, więc siedziałem w kuchni i patrzyłem w ścianę, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Około piątej oglądałem wschód słońca nad budzącą się do życia Warszawą. Po całej nocy spędzonej na rozmyślaniu, potrzebowałem z kimś pogadać, komuś się zwierzyć i prosić o radę. Od razu na myśl przyszła mi Wiktoria. Wiedziałem że tak jak ja, ma dzisiaj wolne. Zacząłem szykować dla Hany śniadanie bo wiedziałem że na 99% wstanie o pół godziny później niż zwykle przez co wyszłaby z domu jedynie po wypiciu szybkiej kawy. Napisałem jej kartkę, wszystko przygotowałem. Jeszcze tylko wyrzucić popielniczke z salonu! Otworzyć okno! Jakie było moje zdziwienie gdy chowając papierosy do szuflady okazało się że zniknęło więcej jak pół paczki. Szybko się ubrałem i wyszedłem z domu kwadrans przed szóstą. Całkowicie zdezorientowany pojechałem do szpitala spotkać się z moją przełożoną, a zarazem najlepszą przyjaciółką.

piątek, 17 lipca 2015

Część II

Miałam mały problem z komputerem, ale jakoś udało mi się coś napisać. Dziękuję za tyle pozytywnych komentarzy, dają mi one ogromną chęć do dalszego pisania! :-)



„Za bardzo się od siebie oddaliliśmy.." Zdanie to rozbrzmiewało w mojej głowie jak musztra..
Nie! Stop! Dlaczego ja go broniłam?
To ON tym razem postąpił źle..
Już po chwili poczułam na twarzy chłodny powiew nocnego wiatru. Nawet nie patrzyłam w którą stronę idę. Głowę miałam zajętą rozmyślaniem nad tym co się z nami stało. Od dwóch miesięcy prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Może jedynie o pogodzie lub jedzeniu..  „Co drugie małżeństwo rozmawia tylko o takich sprawach" podpowiadał mi skrzeczący, ten zły głosik w mojej głowie.
- Ale ja nie chcę być jak co drugie małżeństwo.. - powiedziałam to na głos? Chyba coś się serio ze mną działo. Za każdym razem w takim momencie, chwili zwątpienia coś mi ciążyło na sercu. I nawet chyba wiem co.. Była to mimo wszystko bezgraniczna miłość do mojego mężczyzny. To on zajął całe miejsce w moim sercu, już od młodości pełnym blizn. To przy nim czułam się bezpieczna i szczęśliwa.
Spowolniłam kroku i rozejrzałam się wokoło. Gdzie ja w ogóle jestem? Jakaś ciemna ulica, gdzieniegdzie latarnie,  co i raz przejeżdżał samotny samochód. Przeszedł mnie lekki dreszcz. Otuliłam się szczelniej płaszczem gdyż było naprawdę chłodno. Która to mogła być godzina?
Zajrzałam do torebki i cudem znalazłam tam telefon. Był wyciszony, na wyświetlaczu były 32 nieodebrane połączenia. Nawet nie musiałam sprawdzać od kogo. Wrzuciłam go z powrotem do
torebki i kierowałam się dalej przed siebie. Z mojej, niestety dość słabej orientacji w terenie, wynikało że jak pójdę jeszcze kawałek prosto a później skręcę w lewo to wyjdę na główną ulicę.
Po pięciu minutach cudem trafiłam. Od razu czułam się pewniej i odetchnęłam z ulgą gdyż szłam naprawdę coraz to ciemniejszymi uliczkami. Mimo tego że mieszkałam chyba w jednej z najbardziej spokojnych i bezpiecznych dzielnic, to ostrożności nigdy za wiele.
Już nie płakałam, świeże powietrze i myślenie na trzeźwo pozwoliło mi się uspokoić. Jednak nie chciałam jeszcze wracać do domu, dlatego skierowałam się do parku, po którym bardzo często spacerowaliśmy z Piotrem, trzymając się mocno za ręce. Usiadłam na ławce i niewiele myśląc zadzwoniłam do osoby, na którą wiedziałam że od pewnego czasu mogę liczyć w każdej sytuacji..
-Halo? Hana?
-Krzysztof? Obudziłam Cię?
-Nie.. Gdzie ty jesteś? Co się stało?
-Możesz do mnie przyjechać? - mimo tego że starałam się być twarda, strasznie łamał mi się głos. Mężczyzna musiał to wyczuć, ponieważ gdy tylko mu podałam w którym miejscu jestem, rzucił szybkie „Zaraz będę" po czym się rozłączył.
Schowałam twarz w dłoniach, odgarniając rozpuszczone włosy bardziej do tyłu. Znowu się rozpłakałam. No i co ja mu powiem? To samo? Że nie umiem się z czymś pogodzić? Że siedzi to we mnie i na każdym kroku daje o sobie znać? Tylko i wyłącznie przy Piotrze umiałam o tym zapomnieć, szczerze się uśmiechnąć i być szczęśliwa. Myślę że tylko Krzysztof mnie zrozumie, ponieważ sam przeżył coś takiego.. Ba!Chyba nadal bym o tym nie wiedziała gdyby nie nasze przypadkowe spotkanie w grupie wsparcia dla osób które utraciły swoich bliskich. Pamiętam jak dziś jak na samym początku jego niespodziewanej ordynatury starał się za każdym razem podważyć moje zdanie lub po prostu rzucał jakieś teksty niczym zazdrosny nastolatek. Myślę że o jego tragedii wiedziałam tylko ja, jest to bardzo zamknięty człowiek, który nie każdemu potrafi zaufać.
Moje przemyślenia przerwał jakiś szelest wydobywający się z pobliskich krzaków. Serce momentalnie podeszło mi do gardła, a gdy ujrzałam że wychodzi z nich jakaś zakapturzona postać mało co nie dostałam zawału. Nogi automatycznie wrosły mi w ziemię, a w myślach miałam już najczarniejsze scenariusze..
-Hana! Jesteś! - O matko! To Krzysztof.. Gdy podszedł dostatecznie blisko zobaczyłam jego zmartwioną twarz, którą oświetlało światło pobliskiej latarni. Wypuściłam powietrze z płuc, wcześniej w ogóle nieświadoma że wstrzymałam oddech.
- Wystraszyłeś mnie.. - Gdy usiadł przy mnie zdjęłam mu ten kaptur
- Co ty tu robisz sama o tej porze? - zapytał, kładąc szczególny nacisk na słowo sama
Opowiedziałam mu wszystko. Pierwszy raz w życiu mówiłam dokładnie to co czułam, starałam się to wszystko z siebie wyrzucić. Nigdy wcześniej nie prowadziłam aż tak długiego monologu. W pewnym momencie zaczęły towarzyszyć mi łzy, a po chwili rozkleiłam się na dobre. Krzysztof jednak mi nie przerywał, a wręcz przeciwnie, słuchał bardzo uważnie, patrząc mi głęboko w oczy. Wiedziałam że znał to uczucie.
Kiedy skończyłam, czułam się w duchu dziwnie lekka. Być może to właśnie tego tak bardzo potrzebowałam? Wygadać się komuś? Powiedzieć co mnie boli, co tak naprawdę czuję, co się ze mną dzieje? Mężczyzna siedział jeszcze chwilę w ciszy, jakby jeszcze raz analizując wszystko co przed chwilą z siebie wyrzuciłam. Wszystko co było ukryte tam gdzieś bardzo głęboko we mnie.
- Hana.. popatrz na mnie - spojrzałam mu w oczy, jeszcze pojedyncze łezki spływały mi po policzkach. Krzysztof powoli zbliżył rękę do mojego policzka, po czym delikatnie je wytarł - Uwierz mi że nadejdzie taki dzień, kiedy nie będziesz chciała patrzeć wstecz.
Wszystko mi wytłumaczył, jak to jest, jak uczył i nadal stara się zapomnieć. Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Gdy skończyliśmy rozmawiać dochodziła pierwsza, a nieodebranych połączeń było 57.
Kiedy siedziałam już w samochodzie Krzysztofa, byłam całkowicie wyczerpana. Mężczyzna w życiu by się nie zgodził żebym o tej porze wracała sama. Przerażała mnie myśl, że za niecałe siedem godzin zaczynałam dyżur. Oczy mi się kleiły, lecz w pewnym momencie coś mi się przypomniało i pozwoliło jeszcze przez chwilę zachować jasność umysłu.
- Dlaczego przyjechałeś tak szybko? Mieszkasz gdzieś niedaleko? - zapytałam zaspanym głosem, gdy czekaliśmy na czerwonym świetle
- Nie, miałaś szczęście bo byłem w pobliżu. - odparł, a ja zaczęłam się zastanawiać co on mógł robić w okolicach Saskiej Kępy w samym środku nocy. - Ykhm.. kupowałem wino, osobiście miałem inaczej spędzić dzisiejszą noc, raczej sam ze sobą - chyba czytał mi w myślach! Już wiem co tam tak z tyłu pobrzdękiwało.
Po chwili byliśmy pod moją klatką. Udało mi się zgrabnie wysiąść z samochodu, lecz w myślach już szykowałam się na reprymendę, lub nawet awanturę ze strony Piotra o moje nocne wyjście i co gorsza nie odbieranie telefonów.
- Dziękuję Ci, że przyjechałeś.. że miałeś czas mnie wysłuchać - podeszłam do Krzysztofa i pocałowałam go w policzek na pożegnanie. Tak się chyba witają/żegnają przyjaciele?
- Pamiętaj co Ci mówiłem - odparł i odprowadził mnie wzrokiem aż pod same drzwi od klatki.

piątek, 10 lipca 2015

Część I


Gdy usłyszałam szczęk zamka w drzwiach, aż podskoczyłam. Nie spodziewałam się Piotra aż tak wcześnie. Zdjęcie, które trzymałam w ręku szybko schowałam pod poduszkę i automatycznie chwyciłam pilot od telewizora. Po chwili zobaczyłam gramolącego się do przedpokoju mojego męża. Był zły, i to bardzo. Widziałam to przede wszystkim po wyrazie jego twarzy.
- Cześć Piotr - spojrzałam na niego, przecierając oczy i próbując ukryć ślady po łzach, które jeszcze przed chwilą spływały po moich policzkach - Coś się stało? Czemu dziś tak wcześnie? Nie miałeś dziś przypadkiem nocnego dyżuru?
- Sambor kazał mi iść do domu - zdjął płaszcz i rzucił go byle jak na wieszak. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem  i natychmiast zacisnął usta w wąską linię. Domyślił się, że płakałam. Ostatnio zdarzało mi się to bardzo często gdy byłam sama w domu. Bez Piotra u boku wszystkie wspomnienia wracały do mnie z podwojoną siłą.
Wstałam z kanapy i natychmiast do niego podeszłam. Wtuliłam się w jego silne ramiona. Wciągnęłam głęboko powietrze napawając się zapachem jego perfum. Od razu odwzajemnił uścisk, czułam że tego właśnie potrzebował. Ostatnio widywaliśmy się naprawdę rzadko, Piotr bardzo często aż za bardzo wciągał się w wir pracy. Całe dnie spędzał w szpitalu..
- Co się stało? - zapytałam, gładząc go po policzku. Drażniłam sobie przy tym opuszki palców, bawiąc się jego brodą - moim zdaniem, już stanowczo za długą!
- Straciłem dziś na stole piętnastoletniego pacjenta z wypadku - powiedział szeptem, siląc się na normalny ton. Wiedziałam że w głębi duszy był załamany. Mój mąż zawsze bardzo przeżywał stratę swoich pacjentów. Nosił w sobie ogromne poczucie winy, jednak z zewnątrz udawał twardziela. Do tego zawsze wtedy był bardzo zły i rozdrażniony - przede wszystkim na siebie, rozliczał się z ewentualnych błędów, które mógł popełnić a nie powinien. Zawsze wtedy sięgał po butelkę koniaku albo whiskey. Nie pił bez umiaru, jednak wystarczająco tyle by móc jak najszybciej zapomnieć.
- Piotr.. tak mi przykro.. - spojrzałam w jego zielone oczy, próbując zmyć z niego te całe poczucie winy
- Hana ty nie rozumiesz.. On miał piętnaście lat! Piętnaście lat.. przecież to był jeszcze dzieciak, który miał przed sobą całe życie! - podniósł głos a zdarzało mu się to bardzo rzadko
- Przecież to nie twoja wina.. - powiedziałam cicho, próbując dodać mu otuchy
- Nie moja wina?! Mogłem go uratować! - krzyknął tak głośno, że aż się wystraszyłam. Odsunął się ode mnie i poszedł do łazienki troszeczkę za mocno trzaskając drzwiami.
Nie chciałam mu przeszkadzać. Wiedziałam że musi sam przez to przejść. Śmierć pacjenta dla człowieka, którego głównym zadaniem jest walka z nią, bywa naprawdę bardzo bolesna.
Poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Mimo że było już bardzo późno,  gdyż dochodziła 23, wyszłam na chwilę na balkon. Usiadłam na wiklinowym fotelu i znowu przed oczami miałam wszystko co działo się półtora roku temu…
- Hana!? Widziałaś mój ręcznik? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Piotra. Poszłam do szafy i bez słowa podałam mu świeży bo popołudniu robiłam pranie.
Zaparzyłam nam herbaty i usiadłam w salonie, niby to oglądając telewizję. Czekałam na Piotra, chciałam się do niego mocno przytulić żeby i z niego spłynęły te wszystkie dzisiejsze okropieństwa.
Wyszedł z łazienki z mokrymi włosami, w samych spodenkach. Nie mogłam oderwać oczu od jego pięknego ciała, świetnej muskulatury i cudownej twarzy. Ogolił się! Bogu dzięki! Wyglądał teraz co najmniej  o dziesięć lat młodziej! Idealne rysy twarzy, bystre zielone oczy i mokre, roztrzepane włosy przyprawiały mnie o niemały zawrót głowy.
- Wpatrzona jak w obrazek - zażartował. Chyba wracał mu dobry humor!
- To chyba dobrze? - przygryzłam lekko wargę, robiąc niewinną minę. Mężczyzna już zmierzał w moim kierunku..
I wtedy stało się coś, za co oddałabym wszystko, żeby zapomnieć.
Chcąc usiąść obok mnie, mężczyzna przesunął poduszkę pod którą znajdowało się zdjęcie USG mojego nienarodzonego dziecka, które przed nim schowałam. Dziecka, które straciłam półtora roku temu. Było to jedyne zdjęcie które miałam i na które coraz częściej wpatrywałam się z ogromnym poczuciem żalu i cierpienia, wylewając przy tym wszystkie łzy. Prawda była taka że nie umiałam sobie z tym poradzić z jego stratą. Piotr mnie kiedyś mnie na tym przyłapał, prosił żebym tego nie rozpamiętywała, że to nie była moja wina. Lecz on nigdy się nie dowie jakie to uczucie, stracić własne dziecko..
- Prosiłem Cię żebyś tego więcej nie robiła, żebyś już do tego nie wracała.. - Gdy tylko zobaczył zdjęcie, szybko je chwycił. Humor i samopoczucie mojego męża odwróciły się o 180 stopni. Był wkurzony.. I to jeszcze bardziej niż po przyjściu do domu.
- Piotr proszę.. - wstałam i chciałam zabrać mu wydruk, który był moją jedyną pamiątką
- Nie! - krzyknął o wiele za głośno - Nie Hana! Nie możesz cały czas do tego wracać! Nie możesz obwiniać mnie czy siebie o to że nie możemy mieć dzieci! - określenie krzyczał to za mało.. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.. Automatycznie łzy napłynęły do moich oczu - Najwyższy czas z tym wszystkim skończyć - dodał bardziej do siebie niż do mnie.
Zanim zrobiłam jakikolwiek ruch, przerwał zdjęcie na pół i ruszył w stronę kosza na śmieci..
-Nie! Piotr! Zostaw! - próbowałam go powstrzymać..Płakałam, gdyż Piotr jeszcze nigdy w życiu się tak nie zachowywał.
Był silniejszy, i mimo tego że próbowałam wyrwać mu świstek zręcznie mnie wyminął. Przedarł wszystko jeszcze raz i szybko wyrzucił wszystkie części do kosza.
Wtedy coś we mnie pękło. Tak.. W tamtej chwili go nienawidziłam.. Nie wiedząc do końca co ze sobą zrobić, szybko pobiegłam do przedpokoju, zarzuciłam na siebie płaszcz, założyłam buty i cała zapłakana chwyciłam torebkę, nawet nie przeglądając jej zawartości. Gdy już zmierzałam do drzwi, poczułam silny uścisk na łokciu
-Hana zaczekaj.. - Piotr oddychał głęboko, lecz starał się mówić spokojnie. Oczy mu pociemniały, twarz straciła cały swój urok. Wiedział że postąpił źle, tym razem przegiął.
- Puść mnie! - krzyknęłam, nie kontrolując łez wypływających z moich oczu. - To boli.. - zacisnęłam zęby, a on mnie puścił. Wybiegłam z domu, mocno trzaskając drzwiami.

czwartek, 9 lipca 2015

Hej!

Cześć! Tak! To ja!
Niektórzy może już mnie kojarzą, niektórzy może nie. Otóż po okropnie ciężkim okresie roku szkolnego, udało mi się wrócić do pisania. Moja przygoda z blogiem zaczęła się  dokładnie rok temu, również w wakacje, jednak ze względu na ostatnią klasę gimnazjum i kwietniowe egzaminy gimnazjalne musiałam niestety przerwać moją działalność. Jednak z okazji wakacji, dwóch miesięcy odpoczynku i (choć ciężko się do tego przyznać) nudy wpadłam na pomysł całkiem nowego opowiadania.
Serdecznie wszystkich zapraszam! Czytajcie! Komentujcie! Udostępniajcie gdzie się da!

Jakby ktoś chciał zajrzeć, poprzednie opowiadanie --> http://kocha-sie-za-nic-hapi.blogspot.com/

Pierwsza część już na dniach!
Pozdrawiam was gorąco :)