niedziela, 10 kwietnia 2016

Odpowiedź!

Kochani! Bardzo ale to bardzo was przepraszam!
Czytając wasze komentarze zrobiło mi się w pewnym sensie przykro.
Nie mam możliwości regularnie dla was pisać, związane jest to przede wszystkim z moją szkołą.
Jedyne co mogę wam obiecać to to, że w wakacje do was wrócę na stałe! Posty będą co kilka dni :) Pamiętam dobrze jak moja przygoda tutaj zaczęła się właśnie w wakacje, dwa lata temu (jak ten czas szybko leci!)
Nie olałam was, cały czas tutaj z wami jestem, czytam wasze komentarze i zażalenia.
Iiiii.... cały czas oglądam nasz wspaniały serial! Z wielkim żalem pożegnałam Hanę i Piotra, a teraz z całego serca kibicuję Sylwii (i być może Radwanowi? Kto wie?) Jednak według mnie "Na dobre i na złe" już nigdy nie będzie takie jak kiedyś, bez naszych głównych bohaterów to nie to samo...
I jeszcze jedno, jeżeli macie jakiekolwiek pytania lub więcej zażaleń (!!!) to śmiało, napiszcie do mnie - może uda nam się poznać, może uda mi się rozwiać wasze wątpliwości co do opowiadania.
Piszcie na: piatekkkkk@o2.pl
Trzymajcie się! Do zobaczenia w czerwcu!

piątek, 11 marca 2016

Powrót!

Cześć! Ktoś tutaj jeszcze zagląda?

Musicie mi wierzyć na słowo iż nie zapomniałam o was. W pewnym momencie po prostu zwątpiłam w to wszystko i straciłam całkowicie wenę twórczą. Mimo to jakiś czas temu otworzyłam magiczny plik BLOG na pulpicie komputera i z fascynacją sama przeczytałam wszystko od początku. W mojej głowie narodził się kolejny pomysł i poczucie winy iż zostawiłam was tutaj z takim oto zakończeniem. Dlatego mam dla was kolejną - V część tego oto opowiadania. Od razu mówię, zmienił mi się styl pisania - lecz mam nadzieję że na lepsze ;) Staram się wam jak najlepiej ukazać emocje, jakie władają nad moimi bohaterami. Polecam przeczytanie wszystkiego od początku, pomoże to wam przypomnieć sobie odczucia i problemy moich bohaterów. Co do kolejnych części - nic nie obiecuję! Być może uda mi się dalej to pociągnąć i ułożyć z tego jakąś fajną historię. A wy? Jak myślicie?

Na pewno straciłam wielu czytelników, lecz mam nadzieję że mimo wszystko ktoś to jeszcze przeczyta. Dajcie znać w komentarzach co o tym wszystkim sądzicie!

Z pozdrowieniami!

Wiki







Wszystko mnie bolało. Głowa okropnie ciążyła pomimo oparcia na czymś wyjątkowo miękkim. Do tego te głosy, na początku szepty robiły się coraz bardziej wyraźne, by po chwili zamienić się w krzyki.
Błagam! Ciszej! Głowa mi zaraz pęknie! Nie miałam nawet siły by otworzyć oczy. Byłam w letargu, nie kontaktowałam a nawet nie rozumiałam co krzyczą te głosy. Nie wiem czemu ale jeden był mi jakoś dziwnie znajomy.. Potem on zniknął, coś huknęło i słyszałam tylko krótkie przeciągłe dźwięki przypominające wydawanie jakiś komend. Ała! Poczułam niemiłe ukłucie gdzieś tam niżej. Czyżby na dłoni? Potem jakieś zgrabne, długie palce zaczęły mnie ściskać - wszędzie. Zużywając wszystkie siły jakie miałam, zmusiłam okropnie ociężałe powieki żeby w końcu się otworzyły.
Oślepiło mnie światło więc natychmiast je zamknęłam ale zgrabne dłonie natychmiast zaprzestały swoich czynności. Znowu jakieś głosy, non stop to samo słowo.. Zaraz czekaj.. Hana? Kim jest Hana?
W jednym momencie wróciłam na ziemię. Dźwięk się wyostrzył i w końcu mogłam zrozumieć co mówią tajemnicze dłonie.
- Hana? Hana słyszysz mnie? - Zaraz! Ten głos też znam! Spróbowałam po raz drugi i znowu otworzyłam oczy. Zobaczyłam nad sobą jakiś pukiel rudych włosów, dopiero po chwili zjechałam spojrzeniem w dół i od razu ją poznałam - Wiktoria! Wtedy też odzyskałam resztki świadomości.
Podniosłam głowę jak oparzona i podsadziłam się na łokciach. Nie był to jednak dobry ruch, a nawet bardzo nieprzemyślany. Natychmiast zaczęło mi się kręcić w głowie jakbym dopiero co zeszła z karuzeli. Najdziwniejsze było uczucie iż wszystko dzieje się w zwolnionym tempie…
- Hej! Leż spokojnie! - Dlaczego ktoś krzyczy…? Zrabne dłonie mocno przycisnęły mnie do materaca. Byłam im bardzo wdzięczna bo kolejna sekunda w takiej pozycji skończyłaby się wymiotami. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć lecz powstrzymała mnie ogromna suchość w gardle, jakbym dopiero co je zdarła krzycząc wniebogłosy. Chrząknęłam, przełknęłam ślinę i z niemałym wysiłkiem udało mi się wykrztusić trzy słowa
- Co się stało? - Sama nie poznałam własnego głosu
- Straciłaś przytomność przed szpitalem.. Hana czy coś Cię boli?
Czy coś mnie boli? Musiałam zastanowić się dwa razy, strasznie ciężko mi się myślało. Zaraz tak! Boli mnie głowa i jest mi strasznie gorąco.. Czy oni nie mają tu klimatyzacji? Znowu ogromny wysiłek żeby odpowiedzieć rudowłosej.
- Będziemy musieli zrobić rezonans. Piotr mówił że złapał Cię w ostatniej chwili więc nie było żadnego upadku, ale lepiej dmuchać na zimne..
Piotr? Kim jest Piotr? Zmusiłam swe szare komórki do myślenia..
- Piotr miał mnie zabrać do domu - Czyżbym powiedziała to na głos?
- Czeka na korytarzu, jest bardzo zdenerwowany.. Yhmm.. nie chciał Cię puścić.. aż musiałam wyprosić go z sali
- Gorąco..
- Jesteś cała mokra.. Masz wysoką gorączkę, nie martw się lekarstwa niedługo zaczną działać. Zabieram Cię na oddział, tam będziesz mogła spokojnie poleżeć, przespać się.. Powiem Ci że strasznie nas nastraszyłaś.. Musiałaś mieć okropny dzień..
Jaki był mój dzień? Czy chcę go pamiętać? Niee.. pomyślę o tym później.
- Podałam leki przeciwbólowe i uspokajające. Zleciłam też pobranie krwi. A teraz odpoczywaj - szepnęła już ciszej, robiąc zatroskaną minę.
Z pomocą pielęgniarki udało mi się usiąść na wózku. Nudności wróciły, więc zamknęłam oczy. Gdy tylko wyszliśmy z SOR-u usłyszałam jak ktoś zrywa się z krzesła i do nas podbiega
- Hana? Jak się czujesz? - to ten głos! Taki znajomy.. taki… kochany.. Otworzyłam oczy i zobaczyłam najbardziej przystojnego faceta na świecie.
To taki w ogóle istnieje? Kasztanowe, lśniące, gęste i lekko kręcone włosy delikatnie wygolone po bokach i ułożone w całkowitym nieładzie. Mocna szczęka mimo delikatnych rysów twarzy. Zielone, dziwnie zasmucone oczy i kilkudniowy zarost. Wysoki, dobrze zbudowany. Ubrany w elegancką, perfekcyjnie odprasowaną błękitną koszulę i szarą marynarkę. Na lewym ręku lśnił złoty zegarek z czarnym skórzanym paskiem. Wyglądał jak milion dolarów! Zapach jego perfum musiał roznosić się po całym korytarzu, przecież te pielęgniarki ukradkiem na niego patrząc prawie że mdlały na jego widok!
Był zdenerwowany - Nerwowo przeczesywał ręką włosy. Naszła mnie niepohamowana ochota aby zatopić rękę w tej bujnej czuprynie..
- Hana? - znowu musiałam odpłynąć gdyż obudziłam się już w szpitalnym łóżku. Ktoś trzymał mnie za rękę - jednak ta dłoń była zimna, kompletnie mi obca. Otworzyłam oczy i zobaczyłam..
- Krzysztof? Co się stało? Gdzie jest Piotr? - poczułam niemiłe ukłucie w żołądku i automatycznie usiadłam na łóżku próbując wstać, byłam kompletnie zdezorientowana. Czyżby to wszystko mi się śniło?
- Ej! Spokojnie! Leż! Obiecuję że odpowiem na wszystkie twoje pytania… jeżeli zdążę - zaśmiał się i prychnął, po czym dodał - przed powrotem twojego męża.
- Co ja tutaj robię? - zapytałam gdyż za nic nie mogłam sobie przypomnieć co miało miejsce być może parę godzin temu
- Straciłaś przytomność kiedy wychodziłaś ze szpitala.. Ja.. - przerwał na chwilę jakby zastanawiał się co ma powiedzieć - nie powinienem pozwolić Ci wtedy operować, widziałem że byłaś wykończona..
Nie odezwałam się ani słowem, czekałam aż powie coś więcej..
- Podobno jak zemdlałaś, Piotr w ostatniej chwili Cię złapał bo prawie wpadłaś pod samochód. Zaniósł Cię na SOR. Tam strasznie majaczyłaś. Miałaś wysoką gorączkę.
- Która jest godzina? - zapytałam zupełnie z innej beczki
- Siódma rano - odparł Krzysztof i delikatnie się uśmiechnął - Spałaś przez całą noc, zresztą co tu się dziwić po takiej dawce leków. Dobrze że już się obudziłaś, twój lekarz prowadzący mówił coś o jakiś badaniach..
- A co z.. - zaczęłam jednak nie dane było mi skończyć
- Ze mną? - Ach! Muzyka dla moich uszu! Spojrzałam w kierunku z którego dopływał ten aksamitny głos. Piotr właśnie wchodził do sali z kubkiem gorącej kawy co wywnioskowałam po przepięknym zapachu jaki natychmiast rozpłynął się po całym pokoju. - Dziękuję Ci Krzysztof że z nią zostałeś - rzucił do mężczyzny a ten zrozumiał że jego czas ze mną dobiegł końca.
Kiedy mój ordynator życzył mi zdrowia i już zamknął za sobą drzwi, Piotr natychmiast zajął jego miejsce przy moim łóżku.
- Hana.. - chwycił moją dłoń a po całym moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło - Ale mnie nastraszyłaś.. - dodał - Proszę Cię nie rób tego więcej dobrze? Myślałem że wyjdę z siebie.. - ucałował moją dłoń a dokładniej tylko musnął ją ustami.
Popatrzyłam na niego. Niestety dokładnie pamiętałam wszystko to co wydarzyło się przedwczoraj. Nagle wszystkie zmartwienia spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Kłótnia w domu, śmierć pacjentki i jej dziecka, dziwne zachowanie Krzysztofa.. Złapałam się za głowę próbując wyrzucić wszystkie natrętne myśli. Oczywiście nie uszło to uwadze mojego męża.
- Hana? Wszystko w porządku? - Zrobił zatroskaną minę marszcząc przy tym czoło
- Co? A tak, wszystko dobrze - Nagle stałam się rozdrażniona, nie mam pojęcia dlaczego. - Kiedy będę mogła stąd wyjść? - zapytałam, siląc się na uprzejmy ton
Piotr, lekko urażony powiedział coś o jakiś badaniach i spytał gdzie mi tak spieszno. Puściłam tę uwagę mimo uszu. Potrzebowałam pracy, żeby zapomnieć o tym wszystkim.
Jeszcze przed południem zabrali mnie na badania. Mimo mojego uporczywego gadania że wszystko ze mną w porządku i nic mi nie jest, Wiktoria uparła się na ten rezonans. Gdy przyszła do nas z wynikami i powiedziała że rzeczywiście wszystko jest dobrze i nie ma żadnych zmian w czaszce, tylko pokiwałam głową. Wieczorem mogłam już opuścić szpital. Nie zapomnę wyrazu twarzy Piotra, gdy rudowłosa mu oznajmiła iż mogę już dzisiaj wyjść do domu. Upierał się, że powinni mnie jeszcze raz przebadać gdyż takie zasłabnięcia nie wróżą nic dobrego i muszą mieć jakąś przyczynę.
Na szczęście lekarka stanęła po mojej stronie dzięki czemu około 19 byłam już w drodze do domu.
Podczas podróży ulicami zakorkowanej Warszawy cały czas przed oczami miałam obraz naszej ostatniej kłótni...podartego zdjęcia, którego już nigdy nie odzyskam. Wpatrując się w szybę myślami byłam zupełnie gdzie indziej, przez co każde zachęcenie do rozmowy przez Piotra kończyło się niepowodzeniem i krępującą ciszą. Nie umiałam mu tego wybaczyć. 






środa, 5 sierpnia 2015

Część IV

Hej! Z góry przepraszam za brak jakiegokolwiek komentarza przy ostatnim poście.. Wyjechałam za granicę więc zarówno ta, jak i poprzednia część była pisana na telefonie co w gruncie rzeczy nie jest takim prostym zadaniem. Niemal wychodziłam z siebie poprawiając prawie każde słowo czasami po kilkanaście razy. Miałam też pewien moment zwątpienia.. Oj tak, uwierzcie mi że czytam większość blogów o HaPi które znam, i za każdym razem zadaje sobie pytanie ,,Czym niby moje opowiadanie może dorównać tym naprawdę świetnym i pomysłowym historiom innych blogerów?''
Przed wami część czwarta! Akcja powoli się rozkręca!
Pozdrawiam gorąco i zachęcam do komentowania :-)


Z samego rana musiałam wezwać taksówkę. Nie wiem czy byłabym w stanie wystarczająco skupić się na drodze i móc normalnie prowadzić samochód bo przez cały poranek myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Świadczyła o tym przede wsystkim koszulka założona na lewą stronę i zbity talerz z mojej ulubionej zastawy. Piotra już nie było, jednak przygotował mi przepyszne śniadanie którego i tak nie miałam czasu dokończyć. Zdyszana porannym robieniem wszystkiego w biegu i oczywiście spóźniona, z kubkiem kawy w ręku, szybkim krokiem weszłam do szpitala. Od razu poczułam ten dreszczyk emocji, który towarzyszył mi za każdym razem kiedy przekraczałam próg tego miejsca. Mnóstwo ludzi - pacjentów i ich rodzin, gdzieniegdzie krzątające się pielęgniarki oraz zabiegani lekarze w swoich śnieżnobiałych kitlach - oto mój drugi dom. To tutaj zawsze mogłam oderwać się od zwykłej, czasami szarej rzeczywistości i całkowicie dać się pochłonąć pracy, którą kochałam. Machnęłam tylko szybkie hej Agacie i pobiegłam na oddział. Szybko przebrałam się w swoim gabinecie i migiem udałam się do lekarskiego na codzienny obchód. Cudem nie byłam ostatnia! Po chwili do pomieszczenia wbiegł zdyszany Przemek i zamknął drzwi mrugając do mnie na przywitanie.


Wyszedłem od Wiktorii nie z uśmiechem na ustach, ale z czymś o wiele, wiele lepszym. Wyszedłem od niej z nadzieją. Nadzieją że między mną a Haną będzie jeszcze tak jak kiedyś a nawet jeszcze lepiej. Jako że Consalida mieszkała w hotelu dla rezydentów tuż obok szpitala, nie mogłem się oprzeć i musiałem zajrzeć tam choć na chwilę. Gdy szedłem rozglądałem się wokoło szukając samochodu Hany jednak na próżno. Moje serce od razu przyspieszyło. Nie przyszła do pracy? Może coś się stało? Nie! Stop! Być może przyjechała taksówką. Lekko zdenerwowany skierowałem się w kierunku wejścia. Powitał mnie miły głos pielęgniarki oddziałowej. Która to była godzina? Prawie dziesiąta? Na prawdę siedziałem u Wiktorii prawie cztery godziny? 
Od razu poszedłem na drugie piętro gdzie moim oczom ukazał się duży granatowy napis - oddział ginekologii. Zapukałem do gabinetu Hany jednak odpowiedziała mi głucha cisza. O dziwo nie było też pod nim żadnych pacjentek. Przechodząc korytarzem obok sal pooperacyjnych natknąłem się na Wójcika od którego dowiedziałem się że Hana właśnie pobiegła na OIOM.Wezwana na konsultacje, wiedziałem że prędko stamtąd nie wróci. Nie wiedząc do końca co ze sobą zrobić wróciłem do auta i pojechałem do domu, uprzednio postanawiając że przyjadę po blondynkę jak skończy dyżur. Tak! Czas wcielić cały ten plan w życie! Kiedy wszedłem do mieszkania napisałem jej krótkiego SMS-a życząc dodatkowo miłego dnia po czym poszedłem spać, specjalnie kładąc się na jej połowie łóżka..


Wezwana na konsultację przez Adama z grozą zobaczyłam dzięwietnastoletnią dziewczynę na oko w 30 tygodniu ciąży, stan krytyczny. Dowiedziałam się o okropnym wypadku w którym ciężarówka z całej siły uderzyła w samochód osobowy. Kierowca który prawdopodobnie zasnął za kierownicą zmarł na miejscu. Musiałam działać bardzo szybko i zaraz po zbadaniu pacjentki kazałam przygotować blok operacyjny. Wezwałam Krzysztofa, oraz powiadomiłam dwóch innych specjalistów.
 Wiedziałam że nie będzie lekko.. Na sali operacyjnej oprócz nas byli obecni również chirurg i neurochirurg którzy zajmowali się pękniętym tętniakiem czaszki. 
Skupiając się na swojej specjalizacji, dawno czegoś takiego nie widziałam.. Mówiąc krótko kobieta miała ogromną dziurę w brzuchu a my nie mogliśmy nawet zatamować krwawienia i zobaczyć w jakim stanie jest dziecko. Czułam ogromną adrenalinę ale i maksymalną presję. W myślach modliłam się żeby z dzieckiem było wszystko w porządku. Jednak po trzech godzinach nie udało nam się go uratować.. i niestety zmarło. Próbowaliśmy wszystkiego lecz obrażenia były zbyt rozległe i nie mogliśmy zatamować bardzo obfitego krwawienia. Mimo mojego sporego już doświadczenia, na ten widok od ugięły się pode mną kolana. Krzysztof świadomy przez co przechodzę zaproponował wezwanie Wójcika jednak ja pragnęłam nadal walczyć o życie matki. Trzęsły mi się dłonie.. Mijały długie godziny, a ja z każdą miałam coraz to cięższe powieki.  Byłam potwornie zmęczona, adrenalina już dawno gdzieś wyparowala, jedyne co teraz czułam to pustka. Raz mieliśmy całkowite zatrzymanie akcji serca. Cały zespół robił co mógł, cudem ją odzyskalismy żeby po trzech kolejnych godzinach kobieta zmarła. Mimo reanimacji serce nie podjęło ponownej pracy. Pielęgniarka potwierdziła czas zgonu matki i dziecka a mi zrobiło się niedobrze. Wyszłam i szybko ściągnęlam rękawiczki i maskę po czym opierając się o zlew żeby nie upaść, totalnie się rozkleiłam. Spojrzałam w lustro - ciemne, pogrążone oczy pełne łez. Zdjęłam czepek i wyrzuciłam go z impetem do kosza. Dołączył do mnie Krzysztof, też cały wtrząśnięty tym co się stało. Dziecko umarło mu na rękach.. Nie wyobrażam sobie co mógł czuć w tym momencie.. Przecież w taki sam sposób stracił całą swoją rodzinę. Podszedł do mnie i mocno przytulił. Staliśmy tak chwilę, wspierając siebie nawzajem. Wychodząc z bloku zastalismy prawdopodobnie rodzinę kobiety, która pytała się w jakim stanie jest ich córka. Z podgrążonymi oczami spojrzałam na Krzysztofa a później na kobietę - matkę zmarłej pacjentki. Nie przeszło mi to przez gardło.. Dzięki Bogu wręczył mnie ordynator, jednak widząc reakcję rodziny znowu zebrało mi się na płacz. Nie będąc w stanie wyksztusić ani słowa, wspierając się na ramieniu mężczyzny dotarłam do lekarskiego. Z wielką ulgą usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach. Mężczyzna zaparzył nam herbaty i usiadł obok, podając kubek gorącego napoju. Byłam wykończona, jedyne o czym marzyłam to pójść spać i zapomnieć o całym dzisiejszym dniu. Gdzieś tam w głębi duszy myślałam o Piotrze.. Pragnęłam przytulić się do mojego mężczyzny, pocałować go, powiedzieć mu jak bardzo go kocham. Na stoliku  znalazłam swój telefon a w nim dwie wiadomości od męża. W pierwszej pisał że po mnie przyjedzie po dyżurze i życzył miłego dnia. ,,Taaa był bardzo miły'' powiedziałam w myślach  z sarkazmem i przewróciłam oczami. Teoretycznie dyżur skończyłam dwie godziny temu.. W drugiej wiadomości dał mi do zrozumienia że wie iż mam długą operacje i prosił żebym dała mu znać jak skończę. Napisałam mu krótką wiadomość żeby przyjechał po mnie jak najszybciej po czym rzuciłam telefon gdzieś w kąt kanapy. Natychmiast moją uwagę przykuł świdrujący wzrok siedzącego obok Krzysztofa. Odpowiedziałam mu pytajacym spojrzeniem a on tylko chrząknął i odwrócił wzrok. Widział moje smutne, zmęczone oczy. Gorąca herbata błogo drażniła moje podniebienie lekko parząc przy tym język. Odruchowo położylam głowę na ramieniu Krzysztofa, choć na chwilę zamykając przy tym oczy. Źle się czułam. Nadal było mi niedobrze i jakoś słabo. Gdy usłyszałam dźwięk przychodzacego SMS-a aż podskoczyłam. Zerknelam na wyświetlacz i powolnymi ruchami poszłam za parawan zdjąć fartuch. Kiedy już przebrana, i wkładająca kurtkę zbierałam się do wyjścia, Krzysztof trzymał już moją torebkę i telefon bardzo ulatwiac mi przy tym szybkie zebranie wszystkich moich rzeczy. Lecz gdy chowalam telefon do kieszeni stało się coś, co nigdy się nie powinno wydarzyć.
Znowu to spojrzenie.. Kiedy podawał mi komórkę, przypatrywal mi się zlowieszczo, jak zahipnotyzowany. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, lecz usłyszałam tylko: 
- Hana... - I zauważyłam że jego twarz powoli zbliża się ku mojej. Serce mi stanęło. Nogi wrosły w ziemię a mózg przestał pracować. Zaczęłam szybko oddychać jednak nie byłam w stanie ruszyć się nawet o centymetr. Czy tego pragnęłam? 
Po chwili poczułam jego usta na swoich. Moje usta - tak bardzo spragnione jakiejkolwiek bliskości jednak od razu wyczuły że nie są to gorące wargi Piotra. Odzyskałam sprawność w myśleniu i  dopiero po chwili lekko się od niego odsunęłam. 
- Krzysztof.. - spojrzałam na niego ze smutkiem, cichy głos w mojej głowie kazał mi jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.. - Muszę już iść - pomimo ogromnego zmęczenia wybiegłam z pokoju zostawiając mężczyznę samego. Przemierzając szpitalne korytarze powoli dochodziło do mnie to, co właśnie przed chwilą miało miejsce. Nawet nie zauważyłam pielęgniarki która uśmiechając się, powiedziała mi dobranoc. Kiedy wyszłam ze szpitala natychmiast poczułam powiew zimnego, jesiennego powietrza. Spostrzegłam Piotra stojącego przy aucie, może 25 metrów ode mnie. Na mój widok zmarszczyl brwi.. Wyglądałam aż tak okropnie? Jednak po zrobieniu trzech albo czterech kroków znowu zrobiło mi się słabo, mimo orzeźwiającego, świeżego powietrza. Nagle poczułam dziwne mrowienie na całym ciele, a otaczające mnie dźwięki zaczęły się ode mnie oddalać. Straciłam panowanie nad ciałem i ostatnią rzecz jaką pamiętam to przestraszona twarz mojego kochanego Piotra biegnącego w moją stronę. 

niedziela, 26 lipca 2015

Część III

Jakoś udało mi się wejść na to ósme piętro. Cholerna winda! Musiała się zepsuć akurat dzisiaj! Oczywiście spędziłam dobre pięć minut pod drzwiami szukając kluczy od drzwi, które okazały się otwarte.. Z sercem bijącym z prędkością światła, weszłam do środka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to oczywiście wysoka postać siedząca na kanapie z papierosem w ustach. Gdy tylko mnie zauważył, natychmiast go zgasił i wrzucił do popielniczki. Po chwili byłam już w jego ramionach.
- Hana! - Ściskał mnie mocno, tak jakby już nigdy nie chciał wypuścić. A mi? A mi było błogo w tym jego niedźwiedzim uścisku. Nawet mimo tego, że śmierdział papierosami, a tego zapachu wprost nienawidziłam. Jednak wiedziałam że palił tylko i wyłącznie w sytuacjach dla niego kryzysowych, gdy nie umiał poradzić sobie ze stresem a zdenerwowanie osiągało poziom krytyczny.
Po chwili ujął moją twarz w dłonie i przybliżył maksymalnie do swojej tak, że niemal słyszeliśmy własne oddechy. Pomimo żalu jakiego do niego czułam, moje ciśnienie wyraźnie podskoczyło i nie byłam w stanie ruszyć się o centymetr. -Przepraszam Cię - szepnął, patrząc mi prosto w oczy. Jego, zwykle zielone, utraciły swój dawny blask i jakby przyciemniały. Do tego cienie pod oczami i roztrzepane włosy. Co ja miałam powiedzieć? Wina była po stronie nas obojga, jednak nadal bardzo bolało mnie to co powiedział a przede wszystkim zrobił. Zamknęłam oczy i wyrwałam się z jego uścisku, gdyż przez bliskość mężczyzny nie byłam w stanie wystarczająco trzeźwo myśleć. Moje serce już dawno mu wybaczyło, lecz mózg podpowiadał coś innego. Jednak komu uda się wygrać tę wojnę?
Poszłam do kuchni i wlałam sobie szklankę wody. Moją uwagę przykuła pusta butelka wina stojąca w zlewie. Już po chwili do pokoju wszedł Piotr. Stanął w drzwiach że spuszczoną głową. Kiedy chciałam go wyminąć w drzwiach niespodziewanie złapał mnie za rękę, tak że nasze spojrzenia znowu na chwilę się spotkały. Czy to były łzy? Tego nie dowiem się nigdy, jednak wiedziałam że zobaczyłam w jego oczach coś czego nigdy jeszcze nie widziałam. Na sekundę moje serce zamarło, a w gardle czułam narastajacą gule.
- Zaczekaj, proszę... - przyglądał mi się uważnie - Strasznie się martwiłem.. dzwoniłem ale nie odbierałaś..
- Chciałam pobyć sama - pierwszy raz od przyjścia udało mi się odezwać. - Piotr przepraszam Cię ale jutro mam dyżur, chciałabym już się położyć.
Zrozumiał. Zawsze rozumieliśmy się bez słów, taka o telepatía. Wiedział też że pierwszy raz w naszym wspólnym życiu, czeka go noc na kanapie w salonie. Poszłam do łazienki i wzięłam najkrótszy prysznic w moim życiu. Gdy zakładałam piżamę zauważyłam zaczerwienienie na ręku, które powoli zmieniało się w siniaka. Boże! Czy to po tym jak Piotr mnie złapał gdy wychodziłam? Bez przesady, na pewno musiałam się gdzieś uderzyć.. Wyszłam z łazienki i na palcach poszłam do sypialni. Jednej poduszki już nie było, zniknął także koc. Zapaliłam lampkę i usiadłam na łóżku. Jeszcze nigdy nie spałam bez Piotra u boku, nie licząc oczywiście delegacji czy wyjazdów służbowych, na których zawsze nie mogłam zasnąć lub budziłam się w nocy przez koszmary.
Poszłam do salonu. Piotr siedział na kanapie i patrzył w ścianę, bawiąc się palcami. Usiadłam obok niego i pocałowałam go w gładko ogolony policzek. Wzdrygnął się i mocno zaciągnął, musiał czuć zapach mojego żelu pod prysznic.
- Dobranoc - powiedziałam cicho a on uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a zarazem smutno tak jakby pragnął dodać mi otuchy a jednocześnie przeprosić za wszystko co zrobił. Zamknęłam się w sypialni i zgasiłam lampkę. Starałam się zasnąć, jednak mój mózg miał raczej inne plany. Chciałam już nie myśleć, tak jakby to wszystko nie miało miejsca, stosować się do rad Krzysztofa. Po dwudziestu minutach przewracania się z jednego boku na drugi, zaczęłam cicho szlochać w poduszkę. Miałam tylko nadzieję że Piotr już śpi i tego nie słyszy.. Usnęłam około trzeciej, całkowicie wyczerpana.

Znowu paliłem jednego papierosa za drugim. Opanowałem się dopiero gdy nie słyszałem już szlochu Hany. Każda minuta tego dźwięku była jak cios w twarz, a najgorsze było to, że nie mogłem nic zrobić.. Nie mogłem iść i jej przytulić, bo wiem że sobie tego nie życzyła. Kiedy wszystko ucichło, a ja słyszałem jedynie bicie własnego serca, zajrzałem do niej żeby chociaż na nią popatrzeć. Piękna, bo nie mogłem znaleźć innego przymiotnika, spała bardzo niespokojnie. Mówiła coś przez sen jednak nie byłem w stanie nic zrozumieć. Nie mogłem oprzeć się pokusie i wszedłem do środka. Ukląkłem przy łóżku, nie odrywając wzroku od jej przepięknej twarzy. Odgarnąłem niesforne kosmyki jej niezwykle miękkich włosów. Ostrożnie, pocałowałem ją w ucho, szepcząc trzy niezwykle ważne dla mnie słowa - ,,Kocham Cię Hana''
Nie mogłem zasnąć, więc siedziałem w kuchni i patrzyłem w ścianę, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Około piątej oglądałem wschód słońca nad budzącą się do życia Warszawą. Po całej nocy spędzonej na rozmyślaniu, potrzebowałem z kimś pogadać, komuś się zwierzyć i prosić o radę. Od razu na myśl przyszła mi Wiktoria. Wiedziałem że tak jak ja, ma dzisiaj wolne. Zacząłem szykować dla Hany śniadanie bo wiedziałem że na 99% wstanie o pół godziny później niż zwykle przez co wyszłaby z domu jedynie po wypiciu szybkiej kawy. Napisałem jej kartkę, wszystko przygotowałem. Jeszcze tylko wyrzucić popielniczke z salonu! Otworzyć okno! Jakie było moje zdziwienie gdy chowając papierosy do szuflady okazało się że zniknęło więcej jak pół paczki. Szybko się ubrałem i wyszedłem z domu kwadrans przed szóstą. Całkowicie zdezorientowany pojechałem do szpitala spotkać się z moją przełożoną, a zarazem najlepszą przyjaciółką.

piątek, 17 lipca 2015

Część II

Miałam mały problem z komputerem, ale jakoś udało mi się coś napisać. Dziękuję za tyle pozytywnych komentarzy, dają mi one ogromną chęć do dalszego pisania! :-)



„Za bardzo się od siebie oddaliliśmy.." Zdanie to rozbrzmiewało w mojej głowie jak musztra..
Nie! Stop! Dlaczego ja go broniłam?
To ON tym razem postąpił źle..
Już po chwili poczułam na twarzy chłodny powiew nocnego wiatru. Nawet nie patrzyłam w którą stronę idę. Głowę miałam zajętą rozmyślaniem nad tym co się z nami stało. Od dwóch miesięcy prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Może jedynie o pogodzie lub jedzeniu..  „Co drugie małżeństwo rozmawia tylko o takich sprawach" podpowiadał mi skrzeczący, ten zły głosik w mojej głowie.
- Ale ja nie chcę być jak co drugie małżeństwo.. - powiedziałam to na głos? Chyba coś się serio ze mną działo. Za każdym razem w takim momencie, chwili zwątpienia coś mi ciążyło na sercu. I nawet chyba wiem co.. Była to mimo wszystko bezgraniczna miłość do mojego mężczyzny. To on zajął całe miejsce w moim sercu, już od młodości pełnym blizn. To przy nim czułam się bezpieczna i szczęśliwa.
Spowolniłam kroku i rozejrzałam się wokoło. Gdzie ja w ogóle jestem? Jakaś ciemna ulica, gdzieniegdzie latarnie,  co i raz przejeżdżał samotny samochód. Przeszedł mnie lekki dreszcz. Otuliłam się szczelniej płaszczem gdyż było naprawdę chłodno. Która to mogła być godzina?
Zajrzałam do torebki i cudem znalazłam tam telefon. Był wyciszony, na wyświetlaczu były 32 nieodebrane połączenia. Nawet nie musiałam sprawdzać od kogo. Wrzuciłam go z powrotem do
torebki i kierowałam się dalej przed siebie. Z mojej, niestety dość słabej orientacji w terenie, wynikało że jak pójdę jeszcze kawałek prosto a później skręcę w lewo to wyjdę na główną ulicę.
Po pięciu minutach cudem trafiłam. Od razu czułam się pewniej i odetchnęłam z ulgą gdyż szłam naprawdę coraz to ciemniejszymi uliczkami. Mimo tego że mieszkałam chyba w jednej z najbardziej spokojnych i bezpiecznych dzielnic, to ostrożności nigdy za wiele.
Już nie płakałam, świeże powietrze i myślenie na trzeźwo pozwoliło mi się uspokoić. Jednak nie chciałam jeszcze wracać do domu, dlatego skierowałam się do parku, po którym bardzo często spacerowaliśmy z Piotrem, trzymając się mocno za ręce. Usiadłam na ławce i niewiele myśląc zadzwoniłam do osoby, na którą wiedziałam że od pewnego czasu mogę liczyć w każdej sytuacji..
-Halo? Hana?
-Krzysztof? Obudziłam Cię?
-Nie.. Gdzie ty jesteś? Co się stało?
-Możesz do mnie przyjechać? - mimo tego że starałam się być twarda, strasznie łamał mi się głos. Mężczyzna musiał to wyczuć, ponieważ gdy tylko mu podałam w którym miejscu jestem, rzucił szybkie „Zaraz będę" po czym się rozłączył.
Schowałam twarz w dłoniach, odgarniając rozpuszczone włosy bardziej do tyłu. Znowu się rozpłakałam. No i co ja mu powiem? To samo? Że nie umiem się z czymś pogodzić? Że siedzi to we mnie i na każdym kroku daje o sobie znać? Tylko i wyłącznie przy Piotrze umiałam o tym zapomnieć, szczerze się uśmiechnąć i być szczęśliwa. Myślę że tylko Krzysztof mnie zrozumie, ponieważ sam przeżył coś takiego.. Ba!Chyba nadal bym o tym nie wiedziała gdyby nie nasze przypadkowe spotkanie w grupie wsparcia dla osób które utraciły swoich bliskich. Pamiętam jak dziś jak na samym początku jego niespodziewanej ordynatury starał się za każdym razem podważyć moje zdanie lub po prostu rzucał jakieś teksty niczym zazdrosny nastolatek. Myślę że o jego tragedii wiedziałam tylko ja, jest to bardzo zamknięty człowiek, który nie każdemu potrafi zaufać.
Moje przemyślenia przerwał jakiś szelest wydobywający się z pobliskich krzaków. Serce momentalnie podeszło mi do gardła, a gdy ujrzałam że wychodzi z nich jakaś zakapturzona postać mało co nie dostałam zawału. Nogi automatycznie wrosły mi w ziemię, a w myślach miałam już najczarniejsze scenariusze..
-Hana! Jesteś! - O matko! To Krzysztof.. Gdy podszedł dostatecznie blisko zobaczyłam jego zmartwioną twarz, którą oświetlało światło pobliskiej latarni. Wypuściłam powietrze z płuc, wcześniej w ogóle nieświadoma że wstrzymałam oddech.
- Wystraszyłeś mnie.. - Gdy usiadł przy mnie zdjęłam mu ten kaptur
- Co ty tu robisz sama o tej porze? - zapytał, kładąc szczególny nacisk na słowo sama
Opowiedziałam mu wszystko. Pierwszy raz w życiu mówiłam dokładnie to co czułam, starałam się to wszystko z siebie wyrzucić. Nigdy wcześniej nie prowadziłam aż tak długiego monologu. W pewnym momencie zaczęły towarzyszyć mi łzy, a po chwili rozkleiłam się na dobre. Krzysztof jednak mi nie przerywał, a wręcz przeciwnie, słuchał bardzo uważnie, patrząc mi głęboko w oczy. Wiedziałam że znał to uczucie.
Kiedy skończyłam, czułam się w duchu dziwnie lekka. Być może to właśnie tego tak bardzo potrzebowałam? Wygadać się komuś? Powiedzieć co mnie boli, co tak naprawdę czuję, co się ze mną dzieje? Mężczyzna siedział jeszcze chwilę w ciszy, jakby jeszcze raz analizując wszystko co przed chwilą z siebie wyrzuciłam. Wszystko co było ukryte tam gdzieś bardzo głęboko we mnie.
- Hana.. popatrz na mnie - spojrzałam mu w oczy, jeszcze pojedyncze łezki spływały mi po policzkach. Krzysztof powoli zbliżył rękę do mojego policzka, po czym delikatnie je wytarł - Uwierz mi że nadejdzie taki dzień, kiedy nie będziesz chciała patrzeć wstecz.
Wszystko mi wytłumaczył, jak to jest, jak uczył i nadal stara się zapomnieć. Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Gdy skończyliśmy rozmawiać dochodziła pierwsza, a nieodebranych połączeń było 57.
Kiedy siedziałam już w samochodzie Krzysztofa, byłam całkowicie wyczerpana. Mężczyzna w życiu by się nie zgodził żebym o tej porze wracała sama. Przerażała mnie myśl, że za niecałe siedem godzin zaczynałam dyżur. Oczy mi się kleiły, lecz w pewnym momencie coś mi się przypomniało i pozwoliło jeszcze przez chwilę zachować jasność umysłu.
- Dlaczego przyjechałeś tak szybko? Mieszkasz gdzieś niedaleko? - zapytałam zaspanym głosem, gdy czekaliśmy na czerwonym świetle
- Nie, miałaś szczęście bo byłem w pobliżu. - odparł, a ja zaczęłam się zastanawiać co on mógł robić w okolicach Saskiej Kępy w samym środku nocy. - Ykhm.. kupowałem wino, osobiście miałem inaczej spędzić dzisiejszą noc, raczej sam ze sobą - chyba czytał mi w myślach! Już wiem co tam tak z tyłu pobrzdękiwało.
Po chwili byliśmy pod moją klatką. Udało mi się zgrabnie wysiąść z samochodu, lecz w myślach już szykowałam się na reprymendę, lub nawet awanturę ze strony Piotra o moje nocne wyjście i co gorsza nie odbieranie telefonów.
- Dziękuję Ci, że przyjechałeś.. że miałeś czas mnie wysłuchać - podeszłam do Krzysztofa i pocałowałam go w policzek na pożegnanie. Tak się chyba witają/żegnają przyjaciele?
- Pamiętaj co Ci mówiłem - odparł i odprowadził mnie wzrokiem aż pod same drzwi od klatki.

piątek, 10 lipca 2015

Część I


Gdy usłyszałam szczęk zamka w drzwiach, aż podskoczyłam. Nie spodziewałam się Piotra aż tak wcześnie. Zdjęcie, które trzymałam w ręku szybko schowałam pod poduszkę i automatycznie chwyciłam pilot od telewizora. Po chwili zobaczyłam gramolącego się do przedpokoju mojego męża. Był zły, i to bardzo. Widziałam to przede wszystkim po wyrazie jego twarzy.
- Cześć Piotr - spojrzałam na niego, przecierając oczy i próbując ukryć ślady po łzach, które jeszcze przed chwilą spływały po moich policzkach - Coś się stało? Czemu dziś tak wcześnie? Nie miałeś dziś przypadkiem nocnego dyżuru?
- Sambor kazał mi iść do domu - zdjął płaszcz i rzucił go byle jak na wieszak. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem  i natychmiast zacisnął usta w wąską linię. Domyślił się, że płakałam. Ostatnio zdarzało mi się to bardzo często gdy byłam sama w domu. Bez Piotra u boku wszystkie wspomnienia wracały do mnie z podwojoną siłą.
Wstałam z kanapy i natychmiast do niego podeszłam. Wtuliłam się w jego silne ramiona. Wciągnęłam głęboko powietrze napawając się zapachem jego perfum. Od razu odwzajemnił uścisk, czułam że tego właśnie potrzebował. Ostatnio widywaliśmy się naprawdę rzadko, Piotr bardzo często aż za bardzo wciągał się w wir pracy. Całe dnie spędzał w szpitalu..
- Co się stało? - zapytałam, gładząc go po policzku. Drażniłam sobie przy tym opuszki palców, bawiąc się jego brodą - moim zdaniem, już stanowczo za długą!
- Straciłem dziś na stole piętnastoletniego pacjenta z wypadku - powiedział szeptem, siląc się na normalny ton. Wiedziałam że w głębi duszy był załamany. Mój mąż zawsze bardzo przeżywał stratę swoich pacjentów. Nosił w sobie ogromne poczucie winy, jednak z zewnątrz udawał twardziela. Do tego zawsze wtedy był bardzo zły i rozdrażniony - przede wszystkim na siebie, rozliczał się z ewentualnych błędów, które mógł popełnić a nie powinien. Zawsze wtedy sięgał po butelkę koniaku albo whiskey. Nie pił bez umiaru, jednak wystarczająco tyle by móc jak najszybciej zapomnieć.
- Piotr.. tak mi przykro.. - spojrzałam w jego zielone oczy, próbując zmyć z niego te całe poczucie winy
- Hana ty nie rozumiesz.. On miał piętnaście lat! Piętnaście lat.. przecież to był jeszcze dzieciak, który miał przed sobą całe życie! - podniósł głos a zdarzało mu się to bardzo rzadko
- Przecież to nie twoja wina.. - powiedziałam cicho, próbując dodać mu otuchy
- Nie moja wina?! Mogłem go uratować! - krzyknął tak głośno, że aż się wystraszyłam. Odsunął się ode mnie i poszedł do łazienki troszeczkę za mocno trzaskając drzwiami.
Nie chciałam mu przeszkadzać. Wiedziałam że musi sam przez to przejść. Śmierć pacjenta dla człowieka, którego głównym zadaniem jest walka z nią, bywa naprawdę bardzo bolesna.
Poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Mimo że było już bardzo późno,  gdyż dochodziła 23, wyszłam na chwilę na balkon. Usiadłam na wiklinowym fotelu i znowu przed oczami miałam wszystko co działo się półtora roku temu…
- Hana!? Widziałaś mój ręcznik? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Piotra. Poszłam do szafy i bez słowa podałam mu świeży bo popołudniu robiłam pranie.
Zaparzyłam nam herbaty i usiadłam w salonie, niby to oglądając telewizję. Czekałam na Piotra, chciałam się do niego mocno przytulić żeby i z niego spłynęły te wszystkie dzisiejsze okropieństwa.
Wyszedł z łazienki z mokrymi włosami, w samych spodenkach. Nie mogłam oderwać oczu od jego pięknego ciała, świetnej muskulatury i cudownej twarzy. Ogolił się! Bogu dzięki! Wyglądał teraz co najmniej  o dziesięć lat młodziej! Idealne rysy twarzy, bystre zielone oczy i mokre, roztrzepane włosy przyprawiały mnie o niemały zawrót głowy.
- Wpatrzona jak w obrazek - zażartował. Chyba wracał mu dobry humor!
- To chyba dobrze? - przygryzłam lekko wargę, robiąc niewinną minę. Mężczyzna już zmierzał w moim kierunku..
I wtedy stało się coś, za co oddałabym wszystko, żeby zapomnieć.
Chcąc usiąść obok mnie, mężczyzna przesunął poduszkę pod którą znajdowało się zdjęcie USG mojego nienarodzonego dziecka, które przed nim schowałam. Dziecka, które straciłam półtora roku temu. Było to jedyne zdjęcie które miałam i na które coraz częściej wpatrywałam się z ogromnym poczuciem żalu i cierpienia, wylewając przy tym wszystkie łzy. Prawda była taka że nie umiałam sobie z tym poradzić z jego stratą. Piotr mnie kiedyś mnie na tym przyłapał, prosił żebym tego nie rozpamiętywała, że to nie była moja wina. Lecz on nigdy się nie dowie jakie to uczucie, stracić własne dziecko..
- Prosiłem Cię żebyś tego więcej nie robiła, żebyś już do tego nie wracała.. - Gdy tylko zobaczył zdjęcie, szybko je chwycił. Humor i samopoczucie mojego męża odwróciły się o 180 stopni. Był wkurzony.. I to jeszcze bardziej niż po przyjściu do domu.
- Piotr proszę.. - wstałam i chciałam zabrać mu wydruk, który był moją jedyną pamiątką
- Nie! - krzyknął o wiele za głośno - Nie Hana! Nie możesz cały czas do tego wracać! Nie możesz obwiniać mnie czy siebie o to że nie możemy mieć dzieci! - określenie krzyczał to za mało.. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.. Automatycznie łzy napłynęły do moich oczu - Najwyższy czas z tym wszystkim skończyć - dodał bardziej do siebie niż do mnie.
Zanim zrobiłam jakikolwiek ruch, przerwał zdjęcie na pół i ruszył w stronę kosza na śmieci..
-Nie! Piotr! Zostaw! - próbowałam go powstrzymać..Płakałam, gdyż Piotr jeszcze nigdy w życiu się tak nie zachowywał.
Był silniejszy, i mimo tego że próbowałam wyrwać mu świstek zręcznie mnie wyminął. Przedarł wszystko jeszcze raz i szybko wyrzucił wszystkie części do kosza.
Wtedy coś we mnie pękło. Tak.. W tamtej chwili go nienawidziłam.. Nie wiedząc do końca co ze sobą zrobić, szybko pobiegłam do przedpokoju, zarzuciłam na siebie płaszcz, założyłam buty i cała zapłakana chwyciłam torebkę, nawet nie przeglądając jej zawartości. Gdy już zmierzałam do drzwi, poczułam silny uścisk na łokciu
-Hana zaczekaj.. - Piotr oddychał głęboko, lecz starał się mówić spokojnie. Oczy mu pociemniały, twarz straciła cały swój urok. Wiedział że postąpił źle, tym razem przegiął.
- Puść mnie! - krzyknęłam, nie kontrolując łez wypływających z moich oczu. - To boli.. - zacisnęłam zęby, a on mnie puścił. Wybiegłam z domu, mocno trzaskając drzwiami.

czwartek, 9 lipca 2015

Hej!

Cześć! Tak! To ja!
Niektórzy może już mnie kojarzą, niektórzy może nie. Otóż po okropnie ciężkim okresie roku szkolnego, udało mi się wrócić do pisania. Moja przygoda z blogiem zaczęła się  dokładnie rok temu, również w wakacje, jednak ze względu na ostatnią klasę gimnazjum i kwietniowe egzaminy gimnazjalne musiałam niestety przerwać moją działalność. Jednak z okazji wakacji, dwóch miesięcy odpoczynku i (choć ciężko się do tego przyznać) nudy wpadłam na pomysł całkiem nowego opowiadania.
Serdecznie wszystkich zapraszam! Czytajcie! Komentujcie! Udostępniajcie gdzie się da!

Jakby ktoś chciał zajrzeć, poprzednie opowiadanie --> http://kocha-sie-za-nic-hapi.blogspot.com/

Pierwsza część już na dniach!
Pozdrawiam was gorąco :)